Konstancja. Właśnie tak miała na
imię moja Ukochana. Poznaliśmy się dobre pięć lat temu, kiedy to razem z
chłopakami z reprezentacji zawitaliśmy w Fundacji HEROSI. Ta drobna dziewczyna
o filigranowej budowie ciała, z długimi blond włosami i dużymi, szmaragdowymi
oczami, od razu przykuła moją uwagę na dłużej. Pierwsze niewinne uśmiechy,
pierwsze ukradkowe spojrzenia i to niesamowite uczucie wewnątrz ciała podczas
przebywania w jej obecności... Kiedy podjąłem z nią rozmowę, obawiałem się, że
mnie odtrąci, że będzie się bała, ale jakoś tak od razu znaleźliśmy wspólny
język. Opowiedziała mi o swoim życiu – mi, zupełnie obcej osobie. Czy to
normalne? Cóż, może widocznie tego potrzebowała? Może gdzieś tam wewnątrz niej wręcz
kłębiło się od przeróżnych myśli, które musiały ujrzeć światło dzienne, by
zbyt mocno nie burzyć tak starannie ułożonego schematu? Nie wiem, ale w
ogromnym skupieniu wysłuchałem tego, co miała mi do powiedzenia i stwierdziłem
jedno: Nie miała lekkiego życia.
Gdy była małą dziewczynką, jej
rodzice często sięgali po butelkę, szukając w niej ukojenia, pocieszenia i ulokowania smutków minionego
dnia, nie zważając w ogóle na to, że mieli pod opieką dziecko. Tak bardzo się w
tym zatracili, że pewnego razu lekarze nie byli w stanie ich odratować. Wtedy
to czteroletnia Kontu, nie mająca żadnej innej bliskiej rodziny, trafiła do Domu
Dziecka w podwarszawskim Józefowie, gdzie wychowywała się do osiemnastego roku
życia. Kiedy nieśmiało zapytałem, dlaczego przebywa w Fundacji, spuściła
delikatnie głowę i zamilkła na dłuższą chwilę.
- To nowotwór?
– odezwałem się, delikatnie unosząc dłonią jej podbródek, zmuszając tym samym,
by spojrzała w moje oczy.
- Nie, to nie
nowotwór… - po usłyszeniu takiej odpowiedzi pewnie większość osób odetchnęłaby
z ulgą, ale nie ja. We mnie zrodził się swoistego rodzaju niepokój i obawa. –
Mój organizm nie jest tak silny, jakby się mogło z zewnątrz wydawać. Dwa lata
temu zdiagnozowano u mnie cukrzycę typu 2. Dwa razy dziennie wstrzykuję sobie insulinę, by podtrzymać swe życie
i normalnie funkcjonować. W następstwie tego pojawiła się niewydolność nerek; jedną
musiałam mieć usuniętą, bo przestała funkcjonować tak, jak powinna, a
przeszczep nie był możliwy z przyczyn uwarunkowań genetycznych. Do tego doszły
zaburzenia serca i naczyń krwionośnych, przez co wszyscy obchodzą się teraz ze
mną jak z jajkiem, by zapobiegać wszystkim niepożądanym infekcjom. Przyjechałam
tutaj na badania kontrolne, ze szczególnym wskazaniem na te z grupy onkologicznej,
które na szczęście nic nie wykazały. – uśmiechnęła się lekko, jakby z przymusu
i zatraciła swój wzrok w ponurej aurze panującej za oknem. Nie potrafiłem
odpowiednio skomentować usłyszanych przed chwilą tylu nieprzyjemnych i smutnych
informacji. Zdecydowałem się na kolejne krótkie pytanie.
- Jak długo tu
jeszcze będziesz?
- Jeszcze dwa dni, a potem wracam do schroniska, w którym mieszkam tymczasowo z moją przyjaciółką
z Domu Dziecka.
Postanowiłem działać szybko i nie
czekać na kolejną przypadkową szansę od losu na spotkanie z Konstancją. Następnego
dnia, tuż po treningu, wybrałem się ponownie do Instytutu. Po drodze kupiłem dla
niej pudełeczko czekoladek i mały bukiecik frezji, które, z tego co opowiadała,
tak bardzo lubiła. Była zaskoczona, ale mimo wszystko, ucieszyła się na mój
widok i sama podejmowała przeróżne tematy rozmowy, zagadując mnie niemalże na śmierć. I
gdyby nie Pani Maria, pielęgniarka odpowiedzialna za Kontu, pewnie właśnie tak
by się to skończyło.
Fizycznie cierpiała, ale psychicznie była pełna radości i
optymizmu; mimo chorób, które ją dotknęły, czerpała z życia jak najwięcej… Nie miała do
nikogo pretensji, nie żywiła do nikogo urazy, ona po prostu cieszyła się z
każdego dnia, z każdej chwili, z każdego daru otrzymanego od losu, od Boga. Nie oczekiwała
wiele, nie była wymagająca, nie lubiła luksusu, była taka… normalna. I chyba
właśnie ta „normalność” najbardziej mnie w niej urzekła i chwyciła za serce.
Zacząłem regularnie odwiedzać ją w schronisku,
przynosząc drobne upominki, jakieś książki do poczytania i wszystko to, czego jej
brakowało albo na co miała ochotę. Gawędziła ze mną o wszystkim i o niczym,
śmiała się z opowiadanych siatkarskich anegdotek, bawiła się w konferansjera i
przepytywała mnie ze znajomości utworów jej ulubionego zespołu; kilka razy
nawet dała się namówić na mecz w warszawskiej hali na Ursynowie, by potem spędzić miło
czas w kawiarni czy restauracji. Z biegiem czasu ta zwykła troska o drugą
osobę, przerodziła się coś więcej – w szczerą przyjaźń, a później w prawdziwą
miłość…
Od roku jesteśmy szczęśliwym
małżeństwem. I jeśli ktoś mnie zapyta, czy oszalałem biorąc ślub, niby z litości,
ze schorowaną dziewczyną z Domu Dziecka, to odpowiedź będzie prosta: „Tak,
oszalałem - ale nie z litości. Oszalałem z miłości.”
*
No, to zaczynamy.
Wiem, że minęło dość sporo czasu od momentu założenia projektu do pierwszej publikacji, za co z całego serca przepraszam, ale w końcu startujemy.
Rozdziałów będzie pięć, publikacja w każdy poniedziałek, począwszy od dnia dzisiejszego.
Tak jak zapowiedziałam kilka miesięcy temu, nie będzie to łatwa i przyjemna historia, zwłaszcza dla mnie...
Jeśli chcecie poznać dalsze losy Konstancji i Zbyszka, zapraszam do pozostania ze mną i - kto jeszcze tego nie zrobił - wpisywania się w zakładkę INFORMOWANI.
Ściskam Was serdecznie w ten piękny, "wiosenny" dzień. :*
Patka.
Czuję bardzo smutną historię! Lubię trudne tematy i myślę, że to mi się spodoba, a do tego Zbyszek więc jest pewne!
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńEj! Ja tu jestem przed zajęciami i za nic w świecie nie mogę płakać (muszę jakoś wyglądać jak człowiek, gdy przypadkiem spotkam swojego jedynego :p) Ścisnęło mnie w gardle, zakuło w serduszko i podrażniło gruczoł łzowy, zwłaszcza, iż mam przeczucie, że tu wcale nie będzie tek kolorowo, o czym zapewne świadczy kolor tła i Twoje słowa w posłowiu.
UsuńBędę niecierpliwie czekać na kolejny poniedziałek, by poznać sekret tej opowieści! ;*
Ściskam, Happ ;*
Konstancja to biedna, schorowana dziewczyna, której bardzo współczuje, bo wiem co to cukrzyca. Moja 17 letnia kuzynka zmaga się z tą okropną chorobą od 7 lat tyle, że ona nie ma tak wysokiej cukrzycy. Kont w dodatku przyplątało się parę innych skoszeń jednak los na jej drodze postawił Zbyszka wynagradzając tym samym trudne dzieciństwo i stan zdrowia. Zbyszek zauważył w niej coś więcej niż chorą dziewczynę, której trzeba pomóc.
OdpowiedzUsuńObawiam się, że ta historia nie skończy się dobrze, ale wiesz, że ja zawsze i wszędzie będę cokolwiek byś pisała lub też nie pisała ;*
Może przynajmniej przejmiesz ode mnie pałeczkę blogerki od tragedii :D Nie no żartuje :D
Ściskam ;*
Cieszę się , że wreszcie jest rozdział :)
OdpowiedzUsuńOczywiście zostaję, nigdzie sie nie wybieram! I czekam na kolejny.
Ściska mnie. Normalnie ściska w gardle, gdy to czytam. Będzie tu smutno, pewnie bardzo emocjonalnie, melancholijnie... I pewno nie raz wzruszająco.
OdpowiedzUsuńCzekam na następne <3
Buziak :***
Wyczuwam dużo przemyśleń ; p i mimo że średnio przepadam za Bartmanem to coś czuje że będzie ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńCzyli nie tylko ja czuje tej zimy piękną wiosnę?
OdpowiedzUsuńbiedna Konstancja. Los bardzo ją doświadczył. Mimo tego pogoda ducha jest bardzo ważna.
Przepraszam, że z anonima ale nie posiadam innych możliwości :p pozdrawiam Tyśś
Ej, Patt. Dlaczego tak smutno?
OdpowiedzUsuńKonstancja tak bardzo cierpiała i cierpi nadal, mimo iż znalazła swoje utrapienie, nie jak rodzice w alkoholu, lecz w człowieku. Sportowcu. Sportowcu, który stracił dla niej głowę.
Jestem więcej niż pewna, że ludzie z boku mylili jego uczucie z litością. Tak musiało być. Lecz się przecież mylili. Bo Zbyszek, którego tak bardzo kocham w opowiadaniach, kocha ją nad życie.
Za oknem deszcz, a podobno zima. Cóż, Matka Natura robi sobie z nas żarty :D
Całuję mocno! ♥
Koni jest taka dzielna że aż mi imponuje. Pomimo choroby potrafi widzieć w życiu pozytywy i nie załamywać się, jak wiele osób w takiej sytuacji. Zbyszek jest wynagrodzeniem za te wszystkie lata cierpienia i samotności, a i on traktuje Konstancję jako najlepsze co go w życiu spotkało. Co z tego, że ludzie się krzywo popatrzą albo ich przekreślą? To nie ma znaczenia. Ważne że oni się kochają i są ze sobą szczęśliwi, nawet jeśli odbiegają od "statystycznej pary" która zresztą jest fikcją :)
OdpowiedzUsuńA ja mam ochotę na smutną historię i nie mogę się doczekać kolejnych części :*
S. <3
Smutne powiadasz?
OdpowiedzUsuńChyba coś takiego mi jest potrzebne.
Tylko dlaczego niektórzy ludzie cierpią przez całe swoje życie, a inni zawsze mają z górki? To mnie zastanawia.
To takie trudne chyba będzie, ale to dobrze.
No to czekam do poniedziałku. ;)
Pozdrawiam :*
O matko, znowu trafiam na smutną historię, choć każda jest inna i niepowtarzalna w swoim rodzaju. Biedna Konstancja, i nie są to słowa litości, a ludzkiej bezsilności wobec drugiego człowieka. w takich chwilach chcę tę osobę przytulić, ścisnąć dłoń, bo słowa są zbędne. Lecz nie będę tuliła laptopa. Dobrze, że na drodze dziewczyny pojawił się brunet, który zawładnął jej schorowanym sercem, a może dzięki niemu poprawi się jej stan? Dobry każdy promień słońca w jej życiu. Nie wiem co będzie z Twojej zapowiedzi na nic super ekstra wesołego nie mam co liczyć. Kolor tła zdradza już swoje :/
OdpowiedzUsuńŚciskam! :*
Czyli nie będzie to szczęśliwa i wesoła historia. Jednak mi to nie przeszkadza i z chęcią będę ją czytać i już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńUwiodłaś mnie. Najzwyczajniej w świecie uwiodłaś mnie już samym pierwszym rozdziałem. Z chęcią będę czytać. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Nie ważne, że będzie to smutna historia. Czasem lubię sobie popłakać, więc CZEKAM! W sumie to CZEKAMY! ^_^
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością chciałabym zaprosić Cb na moją nową historię pt. "Córka dziwki". Czy dawna dama do towarzystwa, a teraźniejsza tancerka w klubie nocnym odnajdzie swoje szczęście? Jak skończy? Czy spełni swoje marzenia? Wyjdzie na porządnych ludzi? Jeśli chcesz się dowiedzieć to serdecznie zapraszam. Oczywiście nie zmuszam. ;D Opowiadanie możesz znaleźć pod tym linkiem. ----> http://corka-dziwki.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia. :D